Potrzebujesz podciągnąć angielski. Obiecujesz sobie, że w końcu nauczysz się tak, żeby np. zmienić pracę lub dostać awans. Zapisujesz się na zajęcia. Pierwsze są super, drugie też. Kupujesz książki, zaczynasz słuchać angielskich podcastów. Zaczynasz wierzyć, że to się uda. Na trzecie zajęcia się spóźniasz, bo przeciągnęło się spotkanie w robocie. W kolejnym tygodniu bąbel dostaje kataru/gorączki/innego ustrojstwa i trzeba do lekarza lecieć. Odwołujesz. Obiecujesz sobie, że nadrobisz w weekend. Wpadają niezapowiedziani goście. W kolejnym tygodniu masz delegację a za dwa tygodnie urodziny starszego bąbla.. I tak dalej i tak dalej…
Jak w ten cały kołowrotek wpasować angielski? Sprawdź moich 7 sposobów!
Po pierwsze: „nie mam czasu” zastąp zwrotem „to nie jest dla mnie ważne”
Przeczytałam to bodajże tu i ten tekst bardzo mocno zapadł mi w pamięć. Bycie dorosłym polega umiejętności podejmowania wyborów. Wszystkie myślimy, że mamy po kokardy. Że nam jest jakoś wyjątkowo trudno. Otóż nie :) To, co opisałam wyżej to bardzo standardowy tryb życia kobiet, z którymi pracuję. Jedyne, co możesz zmienić to swoje wybory. Dlatego tak z ręką na sercu zapytaj się sama siebie czy naprawdę chcesz i potrzebujesz tego angielskiego. Jeżeli tak, to świetnie, zaraz przejdziemy do kolejnych punktów. Jak nie, to powiedz sobie szczerze i uczciwie: to nie jest teraz dla mnie ważne. I nie mydl sobie oczu, że to wszystko przez brak czasu, bo może to po prostu jest brak chęci/potrzeb? Nie ma w tym przecież nic złego!
Po drugie: nie zaczynaj “od”
Dostaję masę wiadomości mniej więcej w tym stylu: “Cześć Iga, chciałam się do Ciebie odezwać już w tamtym roku, ale coś mi wypadło, świeta, wiadomo, ostatnio przeglądałam fejsa i tak znowu sobie pomyślałam, że fajnie byłoby zacząć, ale Ty pewnie nie masz miejsc, więc ja sobie poczekam i tak może od września byśmy zaczęły co?” Zobacz, ile w ten sposób marnujesz czasu! A jednocześnie masz bardzo złudne przeświadczenie, że “coś tam robisz”. Coś tam nie wystarczy. Do przyszłego poniedziałku możesz zrobić więcej, niż Ci się wydaje. Dlatego przestań czekać na ten właściwy moment! Jeżeli już chcesz zacząć, to zacznij od teraz, od dzisiaj!
Po trzecie: stwórz sobie zestaw żelaznych zasad
Mega ważny punkt. Tę strategię zaczęłam stosować w momencie, kiedy pojawiły się na świecie moje dzieci i podjęłam decyzję, że będę je otaczać jezykiem. Stworzyłam sobie wtedy zestaw żelaznych zasad: wszystkie bajki oglądają po angielsku, w samochodzie mam tylko anglojęzyczne CD i nie ma opcji żeby słuchały czegoś innego, ja czytam zawsze po angielsku. Od żelaznych zasad nie ma odstępstwa. Ustal sobie swój zestaw: radio w samochodzie zamień na zawsze na podcast po angielsku, zanim odpalisz pudla obejrzyj przynajmniej jeden anglojęzyczny filmik na youtube, zanim włączysz serial, przeczytaj jeden artykuł z anglojęzycznej gazety. Tak naprawdę to, co to będzie w tym zestawie, nie ma aż tak wielkiego znaczenia, bo to i tak się zmienia. Ważne jest ilość zasad (tak 3 lub 4) oraz przede wszystkim nieustępliwość w stosunku do własnej woli 😉
Po czwarte: nawet jak Ci coś nie wychodzi, nie przerywaj!
Jeżeli widzisz, że coś ewidentnie nie działa, to nie przerywaj, tyko zrewiduj swoje założenia. Bardzo wiele z nas w życiu dorosłym odtwarza swoje szkolne nawyki (TU znajdziesz cały artykuł o tym dlaczego tak robimy). W skrócie: szkole wykształcasz sobie styl nauki, który potem odtwarzasz w życiu dorosłym i dziwisz się, że nie działa. Taki sekret Ci zdradzę: w szkole zajmujesz się tylko i wyłącznie uczeniem się, a w dorosłym życiu pojawia się w Twojej rzeczywistości jakiś milion dodatkowych elementów. No nie dasz rady uczyć się w taki sam sposób!!! Trzeba się nauczyć uczyć na nowo. Jak? Zajrzyj do podlinkowanego wpisu.
Po piąte: hakuj swoją codzienność
Powiem Ci jak to zrobić na przykładzie: jakiś czas temu zgłosił się do mnie Krzysiek. Zdecydował się na zmianę pracy, która wymaga od niego bardzo dobrej znajomości angielskiego. Na początku chciał mieć lekcje cztery razy w tygodniu. Ponieważ (moim zdaniem) to jest efektywne tylko na krótką chwilę, a on też nie był przekonany czy podoła, wspólnie wpadliśmy na nowe rozwiązanie: codziennie dzwonię do niego i rozmawiamy tak z 15 minut przez telefon. Jemu daje to codzienny kontakt z językiem, na którym mu najbardziej zależało oraz poczucie, że coś robi, a jednocześnie nie obciąża go tak mocno, jak codziennie godzinne zajęcia. Czasami uda się zrobić jakieś ćwiczenia, czasami po prostu rozmawiamy o tym co u niego w pracy. To rozwiązanie jest proste, łatwe i efektywne – tak jak tygryski lubią najbardziej!!
Po szóste: uciekaj od rozgrzebania językowego
Rozgrzebanie językowe jest szczególnie niebezpieczne dla tych osób, które pracują w korpo i znają więcej niż jeden język. Co to jest? Świetnie pokazuje to wiadomość, którą ostatnio dostałam: „wiesz Iga, ja to bym bardzo chciała podciągnąć swój angielski, tak by mi się w pracy przydał, ale jeszcze powinnam się też podszkolić z włoskiego, no a do tego zaczęłam się z Francuzem spotykać i ten francuski też mi się tak podoba… Włoski to ćwiczę na Duolingo, francuski na youtubie a na ten angielski czasu nie starcza… Co zrobić?” Toż to jest klasyczny przykład rozgrzebania językowego! Robisz trzy rzeczy za raz i tak naprawdę żadnej do końca. Ja wiem, że nauka angielskiego na poziomie B1/2 jest już dużo mniej ekscytująca i ciekawa niż na początku. Kierujesz więc swoją energię zupełnie w inną stronę. Efekt? Nie podciągasz angielskiego, rozgrzebujesz włoski i tak naprawdę ani w jednym ani w drugim języku nie jesteś na 100% obecna. Zepnij pośladki, ustal sobie cel językowy (np. certyfikat językowy), doprowadź angielski do solidnego B2, a potem się bierz za resztę.
Po siódme: czas na największy sekret!!!
Chodzi o to, żeby stworzyć sobie takie warunki, w których łatwo jest Ci osiągać drobne sukcesy. Kolekcjonowanie „dobrych kamyczków” wzmacnia Twoje poczucie kompetencji i sprawczości. Miej zawsze kilka opcji do wyboru: magazyn po angielsku, zasubskrybowany kanał na YouTube, podcast, który na Ciebie czeka, książka do przeczytania z dziećmi… W takiej sytuacji nie zastanawiasz się w nieskończoność co tu zrobić, tylko szybko przechodzisz do działania. To taj trochę jak ze zdrowym odżywianiem: jeżeli wpadasz głodna do domu i otwierasz pustą lodówkę, z której kusi Cię wielkie ciasto czekoladowe, oczywiście, że się na nie rzucisz. Jeżeli natomiast wczesniej się przygotujesz i będziesz miała upieczone warzywa, rybę, sałatkę i zupę, łatwiej jest podjąć decyzję co zdrowego zjeść, prawda? Tak samo działa to w przypadku języków.
Która tych strategii wydaje Ci się najcenniejsza?