Kilka dni temu rozmawiałam na lekcji z Sylwią, która opowiadała mi historię swojej coraz-to-trudniejszej klientki: wiesz, został miesiąc do zamknięcia projektu, a ona nagle szuka oszczędności, na kwiatkach oszczędza, na dekoracjach oszczędza, no żydzi na wszystkim! Jak to będzie po angielsku?
Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że sprawdzę. Dość niefrasobliwie wrzuciłam pytanie na fanpage. Zalała mnie fala wiadomości, że absolutnie nie powinnam promować takich form, bo powielam stereotypy językowe, a ich upublicznianie utrwala niepoprawne wzorce. Dotknęło mnie to to, nie powiem. Usiadło w głowie i siedzi.
A dykielić to jak będzie?
Poszperałam trochę w internecie. W tym artykule Marcin Meller przytoczył sytuację, w której Bożena Dykiel w telewizji śniadaniowej odniosła się do tego, że kalendarz “miał zostać wydany z okazji jubileuszu serialu „Na Wspólnej”, ale jak powiedziała (…) popularna aktorka, TVN pożydził. – Po… co zrobił? – zapytał zdumiony Bartosz Węglarczyk [prowadzący]. – Pożydził, czyli nie dał szmalu – wytłumaczyła grzecznie Dykiel. (…) Następnie do boju ruszyli internauci, tworząc grupę domagającą się od Państwowego Wydawnictwa Naukowego wprowadzenia do encyklopedii słowa „dykielić”, które miałoby oznaczać: „używać publicznie rasistowsko nacechowanych słów bez krzty refleksji i w stanie niezmąconego zadowolenia””.
I tak sobie myślę, serio? Naprawdę? Przecież stereotypy językowe są obecne nie tylko w języku polskim.
Go Dutch, French Leave, Indian Summer
Przecież po angielsku też znajdziemy tak nacechowane zwroty. Jak mówi dr Marcin Walczyński z Uniwersytetu Wrocławskiego: „Po angielsku znajdziemy sporo wyrażeń związanych z „Dutch” np. to go Dutch, Dutch treat, które może – ale nie musi – być związane z dawną rywalizacją między Anglią a Niderlandami. Kolejnym przykładem może być też np. French leave.”
Od siebie mogę jeszcze dodać Russian roulette, Indian summer czy nawet powiedzenie: it’s all Greek to me.
Nazwać, co nienazwane
Politically correct
We współczesnym świecie poprawność polityczna jest postrzegana niejako efektem ubocznym rozwoju. Bardzo staramy o to, żeby nikogo nie urazić, żeby wszyscy byli równi i żeby słowa opisywały tylko to, co chcemy, rzeczywistość, której pragniemy. Niestety, tak się nie dzieje. Nie mogę uznać, że tych zwrotów nie ma. Mogę do nich dorzucić inne, mniej nacechowane odpowiedniki. Mogę tłumaczyć, skąd się dane określenie wzięło i dlaczego używam go bardziej ostrożnie. Nie chcę natomiast uznawać, że ich nie ma, bo mimo swojego negatywnego ładunku, stanowią one o naszej kulturze i historii.
Nie zawsze pięknej. Nie zawsze będącej powodem do dumy. I dlatego myślę sobie, że wykreślanie ich ze słownika ze względu na nacechowanie, może prowadzić do pauperyzacji.