Dwa dni temu zdarzyło mi się coś wyjątkowego. Czytałam swoim dzieciom bajkę na dobranoc. Nagle mój starszy syn, niepytany, pokazał mi krowę na obrazku i powiedział: Mummy, look this is a cow! It is big. It has four legs and two eyes and a tail! And this is a hen! And a train! And a tunnel! In the tunnel there is no light, right, see?
Nawijał tak jeszcze dobre pięć minut, a ja zbierałam szczękę z podłogi 🙂 Jak to się stało, że potrafi tak mówić w wieku 4 lat? Mieszkamy w Polsce, mój mąż jest Polakiem, dziecko chodzi do polskiego przedszkola. Uczę swoje dzieci według zasady 4 N, którą zaraz Ci opiszę.
Zasada 4 N
Jestem mamą dwójki dzieci – w wieku 4 i 2 lat. Obydwojgu od samego początku czytam, śpiewam po angielsku i używam go, kiedy tylko się da. Bardzo zależy mi na tym, żeby znały dobrze ten język, dlatego z zapałem testuję wszystkie możliwe chyba rozwiązania. Jeśli chcesz wiedzieć, jakie strategie już sprawdziłam i jak je oceniam, wskakuj tu 🙂 Z perspektywy czasu widzę, że zasada 4 N sprawdziła mi się u nas najlepiej. O co chodzi z tą zasadą i jak ją wdrażać w życie?
Pierwsze N – Nieustępliwie
Brzmi dość groźnie, ale chodzi tu o konsekwencję. Nasz mózg zawsze wybiera rozwiązania łatwiejsze, więc nie oczekuj, że dziecko będzie się z zapałem oglądało bajki po angielsku. U moich dzieci, w wieku ok 2,5 – 3 lat, kiedy zaczęli więcej rozumieć, byli w stanie podążać za historią, fabułą, i zdali sobie sprawę z tego, że język przeszkadza im w pełnym zrozumieniu, zaczął się opór. – Mamo, dlaczego u babci jest po polsku? Mamo, nic nie rozumiem!! Mamo, włącz bajkę po polsku, nie chcę po angielsku! No i niestety dawne tricki pt. “Na IPadzie wszystkie bajki są po angielsku” czy “Najfajniejsze bajki są po angielsku” straciły swoją moc. Wtedy właśnie wkracza pierwsze N – nieustępliwość. Oglądanie bajek po angielsku znajduje się w tej samej kategorii co mycie zębów przed snem – jest “non-negotiable”, czyli nie podlega negocjacjom. Nie włączam bajek po polsku. Nigdy. Bajki po polsku są u babci czy czasami (o zgrozo!) w przedszkolu. Po jakimś czasie, dzieci przestały się domagać ode mnie polskich bajek. Za to od mojego męża, który raz puszcza im po polsku a raz po angielsku – zawsze krzyczą o bajkę po polsku.
Drugie N – Nieustannie
Angielski jest u nas codziennie; nie ma sobót, niedziel, świąt – jest – znowu to powtórzę – jak mycie zębów. Wiem, że tylko ciągła ekspozycja na język, obcowanie z nim ma szansę przełożyć się na to, że nie będą mieli oporów przed mówieniem. Dlaczego tak? Zrób na sobie mały eksperyment: Policz, ile czasu dziennie używasz języka polskiego? 12? 15? Zależy, ile śpisz 😉 Generalnie kontakt z tym językiem jest ciągły i tylko dlatego jest Ci łatwo się na niego przestawić, nie ma od przed Tobą tajemnic, jest „swój”. Z angielskim nie jest inaczej 😉 Nie osiągniesz płynności, jeżeli będziesz używała języka pół godziny w tygodniu. Jak chcesz schudnąć, to zmieniasz wszystkie swoje posiłki, a nie tylko jeden, prawda? Z angielskim sprawa ma się tak samo!
Trzecie N – na bieżąco
Kiedyś chciałam mieć wybrany czas w ciągu dnia, który przeznaczalibyśmy na angielski. Próbowałam wielu sposobów – czytałam książeczki o 17.00, włączałam bajki o 15.00, starałam się za wszelką cenę narzucić jakiś schemat i rutynę. To podejście doprowadzało moje dzieci do szału. – Mamo, nie, nie będę teraz czytać! Nie chcę słuchać teraz piosenek! Robię coś innego, nie przeszkadzaj!!! Odpuściłam i jestem teraz dużo bardziej elastyczna. Włączam elementy angielskiego na bieżąco – podczas zabawy, najczęściej wtedy jak sami poproszą. I wiecie co? Jak tylko odpuściłam swoje “lekcje”, oni od razu zrobili się bardziej chętni do nauki! – Mamo, poczytaj mi Thomas The Train! – Mamo, puść Peppę po angielsku! Jak chcą ją po pięciu minutach wyłączyć, to też jest OK. Nie spinam się. I to właśnie prowadzi mnie do ostatniego N czyli..
Czwarte N – na luzie
Uczyłam kiedyś przesłodką dziewczynkę, Maję. Miała sześć czy siedem lat. Jej rodzice podchodzili śmiertelnie poważnie do nauki, do każdego zadania domowego, odpytywali ze słówek, kazali jej literować każde słówko po polsku i po angielsku.. Na pewno chcieli dobrze, ale to biedne dziecko było tak zestresowane na każdej lekcji, jakby jej życie zależało od tego, ile słówek uda jej się zapamiętać. Bez sensu! Uczymy się efektywniej w momencie kiedy nasz mózg jest zrelaksowany. Ja staram się zawsze swoim dzieciom pokazać, że fajnie jest znać angielski, bo np. przy podróży do innego kraju można sobie samemu zamówić np. loda w restauracji. Bo dzięki temu, że znam angielski mogę robić dużo fajnych rzeczy: rozmawiać z innymi osobami po angielsku, oglądać ciekawe bajki czy czytać nowe książeczki.
Przykłady konkretnych książeczek znajdziesz w lekcji 3 i 4 w kursie online Toktumi: Moje Dziecko Mówi po Angielsku!
Bardzo ważna rzecz na koniec:
Zawsze podkreślam, że my oglądamy wszystko po angielsku – więc sama też zawsze oglądam seriale w oryginale. Nie chcę, żeby moje dziecko czuło się wyobcowane czy żeby potraktowało ten angielski jako karę.
A Wy? Jak uczycie swoje dzieci?
Inspiracje dla szkoły
13 stycznia 2018 @ 19:14
Świetny zestaw skutecznych zasad, o których często zapominamy. Dla mnie najważniejsza sprawa to systematyczność i fakt, że przykład idzie z góry. Powtarzamy to, co widzimy, anie to co tylko słyszymy. Dzięki za świetny wpis 🙂
Iga Białaszczyk
13 stycznia 2018 @ 19:32
Bardzo się cieszę, że Ci się spodobał 🙂 Dzięki za miłe słowa 🙂